Na zwierzętach (nie) testowane
Od 2014 roku na terenie UE, czyli także w Polsce, obowiązuje całkowity zakaz testowania kosmetyków i surowców kosmetycznych na zwierzętach. Jednak nadal miliony zwierząt cierpi, chociaż w oficjalnych statystykach nie ma o tym nawet śladu. Jeśli myślisz, że Twój ulubiony krem na pewno nie zawiera żadnego składnika, który byłby testowany na zwierzętach – bo prawo tego zabrania – możesz grubo się mylić.
Badania na zwierzętach nadal są prowadzone, i wcale nie po kryjomu, tylko całkiem legalnie, bo choć przepisy kosmetyczne zakazują testów, to jednocześnie obowiązują inne przepisy, które robienie testów nakazują. Mamy dziwny paradoks – prawo kosmetyczne zabrania testowania kosmetyków na zwierzętach, ale już na przykład prawo chemiczne (REACH) tych testów wymaga. W praktyce oznacza to, że jeśli składnik kosmetyczny podlega rejestracji w REACH firmy są zmuszane do przeprowadzenia testów.
Ale żeby wszystko było zgodne z prawem (tym kosmetycznym) takich badań nie bierze się pod uwagę na gruncie kosmetycznym – czyli jakby udajemy, że testów na zwierzętach nie było. To tak jak z facetem, który ma podwójne życie – żonę i kochankę – jedna o drugiej nic nie wie, żyjąc w przeświadczeniu, że są tymi jedynymi….
Jest niemało firm z branży kosmetycznej, którym takie podejście pachnie szwindlem, i chciałyby z czystym sumieniem zapewniać, że żaden składnik, którego używają czy produkują z cierpieniem zwierząt nie ma nic wspólnego. Niestety nawet sądy stają po stronie decydentów. Na przykład w listopadzie 2023 roku Trybunał UE rozpatrywał sprawę firmy, która odmówiła przeprowadzenia testów filtrów przeciwsłonecznych na ponad 5 tys. zwierząt. Firma sprawę przegrała, sąd podzielił zdanie urzędników i testy musiały się odbyć. Wyrok może zaskakiwać, bo dotyczy produktu, który nie ma innego zastosowania niż kosmetyczne.
Jeszcze bardziej skomplikowana sprawa jest z produktami podwójnego zastosowania. A takich produktów, które mają zastosowanie zarówno kosmetyczne jak i np. medyczne, spożywcze, lub inne jest cała masa. Nie są badane na gruncie kosmetycznym, ale na innych – jak najbardziej. Żeby jednak wszystko było zgodnie z prawem danych z tych badań nie należy brać np. do oceny bezpieczeństwa. Z prawnego punktu kosmetyk jest „czysty”. Dla zwierząt to jednak żadna różnica.
Czy te testy są naprawdę konieczne?
Jest wiele nowoczesnych metod, które nie tylko ograniczają cierpienie zwierząt, ale często dają lepsze i bardziej wiarygodne wyniki. Na przykład kombinacja testów chemicznych i komórkowych przewiduje ryzyko alergii skórnej z 85% trafnością, podczas gdy tradycyjny test na śwince morskiej ma trafność rzędu 72%. Sztuczna ludzka skóra przewiduje podrażnienia skóry z 86% dokładnością, podczas gdy testy na królikach – tylko 60%. Metody bezzwierzęce bywają szybsze i tańsze – np. obliczeniowe modele toksykologiczne potrafią sprawdzić setki substancji w krótkim czasie, a zautomatyzowane testy komórkowe pozwalają równolegle badać tysiące próbek. Istnieje już cały szereg alternatyw zastępujących rozmaite testy na zwierzętach – od metod sprawdzających działanie drażniące na skórę i oczy, przez testy toksyczności genetycznej, po test in vitro zastępujący klasyczną próbę na króliku w badaniu gorączkowości leków. Lista dostępnych metod stale rośnie. Na przeszkodzie stoi jednak przyzwyczajenie decydentów i prawo, które jeśli chodzi o toksykologię tkwi jeszcze w XIX wieku.
Skala wykorzystywania zwierząt w testach
W europejskich laboratoriach wciąż wykorzystuje się miliony zwierząt rocznie do celów naukowych, medycznych i testów bezpieczeństwa. Do celów naukowych i testów w ostatnich latach używane było ok. 8–10 milionów zwierząt rocznie. Dla przykładu, w 2017 r. w 28 krajach UE (wliczając jeszcze Wielką Brytanię) użyto 10,7 mln zwierząt w badaniach i testach. W 2020 r. (już bez Wielkiej Brytanii) w 27 krajach UE odnotowano ok. 8,6 mln zwierząt wykorzystanych eksperymentalnie, a najnowsze raporty wskazują ponad 9 mln procedur eksperymentalnych.
W ilości testów na zwierzętach przodują Wielka Brytania, Niemcy i Francja – te trzy kraje odpowiadają za ok. 60% wykorzystania zwierząt. Dla porównania w Polsce do badań używa się ok. 300 – 400 tysięcy zwierząt rocznie. Warto zwrócić uwagę, że jakkolwiek przemysł kosmetyczny był najmocniej atakowany za testy na zwierzętach, to w rzeczywistości nawet przed zmianą przepisów był to niewielki margines. Według danych z 2017 roku prym wiodły badania naukowe – ok. 45% (np. poznawanie mechanizmów biologicznych, badania chorób), 23% badań stosowanych i translacyjnych (czyli aplikowanie wiedzy do rozwoju terapii, szczepionek, itp.), a 23% stanowiły testy wymagane przepisami – głównie ocena bezpieczeństwa leków, chemikaliów, szczepionek i innych produktów. W danych z 2022 roku udział testów regulacyjnych spadł do 12%, podczas gdy badania naukowe stanowiły 33% wszystkich użyć zwierząt. To by oznaczało pewną poprawę.
Program REACH od 2008 do 2022r. kosztował ponad 4 miliony zwierząt użytych tylko w testach toksyczności ogólnoustrojowej. Liczba ta znacznie przekroczyła wstępne prognozy, m.in. dlatego, że w testach zużywa się liczne zwierzęta „dodatkowe” (np. by zapewnić odpowiednią liczebność grup po odrzuceniu części wyników) oraz dlatego, że wiele prób zastąpienia testów zwierzęcych nie zostało zaakceptowane przez urzędników. To pokazuje, że choć politycznie UE deklaruje ograniczanie testów na zwierzętach, w praktyce ciągle istnieją obszary, gdzie bez zwierząt trudno spełnić wymogi prawne.
Gdzie na świecie wciąż obowiązują testy na zwierzętach dla kosmetyków?
W Unii sytuacja zwierząt na tle świata wygląda całkiem nieźle. To w UE zapoczątkowano zmiany prawne dążące do zmniejszenia cierpienia zwierząt. Za tym poszedł świat. Jeśli chodzi o kosmetyki dotychczas największym sprawcą były Chiny. Do 2014 r. wszystkie kosmetyki sprzedawane w Chinach musiały mieć wykonane testy na zwierzętach. Obecnie te wymagania zostały złagodzone i większa część kosmetyków nie musi być testowana na zwierzętach. Poza Chinami większość krajów świata nie ma obowiązku testowania kosmetyków na zwierzętach, ale też nie wszędzie jest to zakazane. Stany Zjednoczone na poziomie federalnym nie wymagają testów na zwierzętach dla kosmetyków, jednak do niedawna nie było też zakazu – co oznaczało, że firmy mogły je wykonywać dobrowolnie (obecnie wiele stanów w USA wprowadziło własne zakazy sprzedaży kosmetyków testowanych na zwierzętach). Rosja jest krajem, gdzie regulacje mogą wymagać pewnych testów na zwierzętach przed wprowadzeniem kosmetyku na rynek. Jednak to Chiny pozostają główną barierą dla firm chcących być globalnie „cruelty-free” – jeśli firma chce sprzedawać swoje kosmetyki w Chinach, musi godzić się na testy na zlecenie chińskich instytucji.