Olejki eteryczne mogą powodować alergię

Nowa lista zapachowych substancji alergennych – strach przed tym co naturalne?

Przez wiele lat obowiązywała lista 26 alergenów zapachowych (takich jak linalol, limonen, eugenol, aldehyd cynamonowy i inne), które – jeśli występowały w kosmetyku powyżej określonego stężenia – musiały być wymienione w składzie (INCI). Jednak w lipcu 2023 r. Unia Europejska przyjęła rozporządzenie Komisji (UE) 2023/1545, które dodaje kilkadziesiąt nowych pozycji do tej listy. Co istotne, wśród nowych alergenów znalazło się wiele składników pochodzenia naturalnego – w tym olejki eteryczne (np. olejek z lawendy, z drzewa herbacianego, z ylang-ylang). To wywołało pytania i obawy: czy oznacza to, że naturalne olejki eteryczne są niebezpieczne? Czy powinniśmy się ich bać i unikać ich w kosmetykach?

Co zmienia nowe prawo?

Dotychczas producenci musieli wymieniać w składzie kosmetyku 26 określonych alergenów zapachowych, jeśli przekraczały one stężenie 0,001% w produkcie niespłukiwanym lub 0,01% w spłukiwanym. Nowe rozporządzenie rozszerza tę listę do 82 pozycji (nastąpiło dodanie 56 nowych alergenów). Na listę trafiły m.in.: olejki z wielu popularnych roślin (lawendowy, miętowy, eukaliptusowy, paczulowy, drzewa herbacianego, cytrusowe itp.), a także niektóre naturalne związki zapachowe wyodrębnione z olejków (np. santalol z drzewa sandałowego, terpineol, anetol z anyżu, mentol z mięty).

Oznacza to, że np. jeśli krem zawiera olejek ylang-ylang albo lawendowy, producent będzie musiał na etykiecie wymienić poszczególne składniki tego olejku uznane za alergeny (np. “Cananga Odorata Flower Oil”, bo taki INCI ma olejek ylangowy, a także np. benzyl benzoesan czy linalol, które się w nim znajdują). Dla konsumenta skutek będzie taki, że składy kosmetyków naturalnych wydłużą się o szereg obco brzmiących nazw chemicznych – mimo że nie są to dodane syntetyczne aromaty, lecz komponenty naturalnych olejków.

Może to budzić niepokój u osób, które nie śledzą regulacji: nagle na kremie „100% naturalna lawenda” pojawi się kilkanaście “podejrzanych” nazw jak geraniol, eugenol, kariofilen, itd., co może sprawiać wrażenie, że produkt jest „pełen chemii”.

Czy olejki eteryczne są przez to niebezpieczne? Absolutnie nie należy wyciągać wniosku, że skoro coś znalazło się na liście alergenów, to jest z gruntu szkodliwe i trzeba to wyeliminować. Klasyfikacja jako alergen oznacza jedynie, że u pewnego odsetka populacji substancja ta może wywoływać reakcje alergiczne. Tylko czy aby na pewno tak to będzie odbierał typowy konsument. Przykładem są choćby słynne dodatki do żywności oznaczane jako „E”. Nawet dla wielu specjalistów, dietetyków, lekarzy – jak coś jest oznaczone „E”, to na pewno są szkodliwe. A przecież wiele z nich np. Witamina C, błonnik – są substancjami wręcz niezbędnymi dla zdrowia.

Olejki eteryczne składają się z dziesiątek różnych związków i wiele z nich – zarówno pochodzenia naturalnego, jak i syntetycznego – ma potencjał uczulający. Przykładowo, olejek z drzewa herbacianego zawiera terpinolen i alfa-terpinen, które u wrażliwych osób mogą wywołać podrażnienie lub alergię kontaktową; olejek cynamonowy jest bogaty w aldehyd cynamonowy – silny alergen; olejek z goździków ma eugenol – również klasyczny alergen. Niemniej oznacza to tylko tyle, że olejek może powodować reakcję alergiczną, ale wcale nie musi, i u zdecydowanej większości ludzi nie powoduje, nawet u osób ze zdiagnozowaną alergią.  

Batalia o rozszerzenie listy alergenów, szczególnie nie tylko o pojedyncze związki, ale o kompletne naturalne produkty trwała od dawna. Przeciwko były na przykład organizacje rolnicze, producenci olejków a nawet organizacje konsumenckie, które obawiały się zrównania naturalnych produktów z produktami syntetycznymi. Jeśli jeszcze dochodzi zunifikowane nazewnictwo (a właściwie całkowita dowolność nazywania naturalnym tego co nim nie jest) – klient może być całkowicie zdezorientowany. A biorąc pod uwagę, że np. syntetyczny olejek lawendowy będzie kosztowo tańszy i składem lepiej spełniający wymogi przepisów, i przez to będzie teoretycznie bezpieczniejszy – wiadomo co wybierze typowy, karmiony papką marketingową konsument.

Decydenci tłumaczą, że nie jest to atak na naturę, tylko dbałość o zdrowie obywateli UE i kwestia przejrzystości dla alergików. Teoretycznie osoba uczulona np. na składnik olejku różanego (powiedzmy – na metylantranilan metylu czy na cytral) będzie mogła łatwiej zidentyfikować na etykiecie, że dany kosmetyk zawiera tę substancję i jej unikać. Wcześniej, jeśli skład INCI miał tylko hasło „Parfum” albo „Lavandula Angustifolia Oil” bez wyszczególnienia, konsument alergik mógł nie wiedzieć, że kryje się tam jego alergen.

Ważnym przekazem płynącym z tej zmiany jest wskazanie, że naturalne olejki eteryczne mogą uczulać podobnie jak syntetyczne kompozycje zapachowe. Natura nie gwarantuje braku alergii – pewne roślinne substancje są wręcz bardzo silnymi alergenami. Typowe przykłady to alergia na olejek z drzewa herbacianego, na mieszanki cytrusowe (zawierające limonen, cytral), na ylang-ylang (zawiera m.in. benzoesan benzylowy).

Czy to znaczy, że należy się bać i unikać olejków?

Nie. Znaczy, że trzeba stosować je świadomie. Osoby o skórze wrażliwej, atopowej, skłonnej do alergii powinny ostrożniej podchodzić do wysoko skoncentrowanych olejków – wybierać kosmetyki o niższej zawartości olejków, robić próby uczuleniowe. Ale dla większości populacji olejki eteryczne w normalnych stężeniach są bezpieczne i korzystne – poza walorami zapachowymi mają nieraz działanie prozdrowotne, przeciwbakteryjne, łagodzące itp.

Mit – skoro na liście alergenów, to trucizna!

Alergenność nie jest równoznaczna z toksycznością. Substancja toksyczna szkodzi prawie każdemu (np. ołów, arsen – nie chcemy ich wcale w kosmetykach). Alergen szkodzi tylko tym, którzy mają wobec niego specyficzną nadwrażliwość immunologiczną. Linalol czy cytronellol – typowe alergeny z olejków – u większości ludzi nie wywołają żadnej reakcji, a u pewnego odsetka spowodują np. wyprysk kontaktowy.

Musimy więc zachować proporcje: obecność alergenu nie czyni kosmetyku niebezpiecznym. To, że teraz na Twoim ulubionym naturalnym kremie pojawi się lista kilkunastu alergenów z olejków eterycznych, nie znaczy, że nagle produkt stał się groźny. On zawsze je zawierał – teraz tylko o tym wiesz. Niektóre z tych nazw brzmią „chemicznie”, ale to wciąż składniki naturalne, pochodzące choćby z lawendy czy cytryny. Przykładowo, olejek bergamotowy zawiera limonen, linalol, octan linalylu – i te nazwy pojawią się na etykiecie serum z bergamotką. Osoba nieświadoma mogłaby pomyśleć: „o nie, trzy dodatki chemiczne!”, podczas gdy to naturalne składniki tegoż olejku. Dlatego nie dajmy się zwieść pozorom – dłuższy skład INCI to wymóg regulacyjny, a nie dowód „naszpikowania chemią”.

Jak bezpiecznie używać olejków eterycznych

Naturalne olejki eteryczne to coś fantastycznego, co daje nam natura. Ale należy stosować z umiarem i rozwagą. O ile w kosmetykach gotowych mamy to unormowane (przepisy wymuszają testy bezpieczeństwa i limitowanie stężeń alergennych składników), o tyle w DIY warto pamiętać, by nie przedawkowywać olejków. Typowe zalecane stężenia to <1% w produktach do twarzy i kilku procent w produktach do ciała – to zwykle bezpieczne ilości nawet olejków potencjalnie alergizujących. Zawsze można też zrobić test płatkowy – nanieść kosmetyk z olejkiem na niewielki obszar skóry i obserwować 48 godzin, czy nie pojawia się zaczerwienienie lub swędzenie.

Jeśli wiemy, że mamy alergię na konkretny olejek lub składnik (np. ktoś uczulony na eugenol powinien uważać na olejek goździkowy i cynamonowy), wtedy oczywiście podchodzimy bardziej ostrożnie – tu nowe oznaczenia mogą być pomocne, bo łatwiej znajdziemy nazwę alergenu na liście składników.

Olejki stosowane rozsądnie są bezpieczne – trzeba pamiętać, że „naturalny” nie zwalnia z ryzyka alergii, ale też nie czyni automatycznie niebezpiecznym. W gruncie rzeczy nowe przepisy podkreślają wagę umiaru i świadomej pielęgnacji: warto znać swoją skórę i reakcje, czytać składy (teraz bardziej szczegółowe) i dobierać kosmetyki odpowiednio. Nie rezygnujmy więc z dobrodziejstw natury – lawendy, róży, paczuli czy mięty – tylko dlatego, że na etykiecie pojawiło się kilka straszących nazw. To wciąż te same olejki, które od wieków były używane dla urody i zdrowia, a nowa lista alergenów pomaga jedynie używać ich z należytą rozwagą, bez zbędnej paniki.

Podobne wpisy